czwartek, 14 lutego 2013

I HATE VALENTINE'S DAY ♥


I know we only met but let’s pretending love

Walentynki, mój ulubiony dzień w całym roku. Taaa, jasne. Jeszcze czego. Nienawidzę tego dnia. Te wszystkie uśmiechnięte pary, które co krok się całują, czerwone kartki z życzeniami od czapy, róże, uśmiechy. Zupełnie, jakby było się z czego cieszyć. Moja mama doskonale wie o tym, jak czuję się w walentynki i postanowiła włożyć mi do plecaka walentynkę, zanim wyjdę. Jestem aż taka Forever Alone?! Mniejsza… Wyszłam z domu, zakładając po drodze kurtkę i plecak. Chodziłam do szkoły prywatnej, co wiązało się z tym, że jeżeli się spóźnię, mogę jedynie pomarzyć o dostaniu się do środka. Biegłam przed siebie, omal nie wpadając pod koła ogromnego tira. Zobaczyłam już ogromną stalową bramę, która… właśnie się zamykała. Byłam już wykończona, bez śniadania. Poczułam, że zaraz mogę zemdleć. Ale pędziłam, ile tchu. Niestety przeszkodą, jaką napotkałam była owa brama, zamknięta. Szarpałam za stalowe pręty. Z budki wyszedł strażnik, Alan.

- Proszę…- usilnie próbowałam przekonać strażnika, aby otworzył bramę tylko na sekundkę.

- Alice, pamiętam, jak pierwszego dnia szkoły wspięłaś się po bramie i zostałaś wezwana do dyrektorki, dlatego po prostu nie mogę nic zrobić, wybacz.

- Cholera!- krzyknął zdyszany chłopak, który właśnie podbiegł do bramy. Kopnął ją z całej siły, co z pewnością zabolało.- Alan…

- Nie, przed chwilą tłumaczyłem, nie wpuszczę już nikogo, przykro mi dzieciaki. Są walentynki, znajdźcie sobie jakieś zajęcia.

- Walentynki są beznadziejne- powiedziałam równo z blondynem.

- Do zobaczenia- odparł Alan kiwając niedowierzająco głową i odchodząc do swojej małej budki.

- Jak tak dalej pójdzie to nie zdam- spojrzałam na wzdychającego chłopaka z pytającym wyrazem twarzy.- Spóźniam się już od tygodnia- sprostował.

- I wcześniej Cię nie spotkałam?- zaśmiałam się.- Mamy ze sobą coś wspólnego.

- To co robimy?- zapytał, kiedy szłam ścieżką do domu, a on razem ze mną.

- My? Ja wiem, że idę do domu, usiądę na łóżku, włączę laptopa i obejrzę film razem z Lukiem.

- To Twój chłopak?

- Nie!- zaprotestowałam możliwe, że trochę za głośno. To mój miś od pierwszej klasy- zaśmiał się.- Ej!- udałam obrażoną.

- Przepraszam- mówił, uspokajając się.- Sęk w tym, że mój miś ma na imię Laura.

Wybuchłam śmiechem. Spojrzał na mnie z wyrzutem.

- Ja jestem dziewczyną i mogę mieć misia, ale Ty? Jesteś facetem- wytłumaczyłam.

- Dyskryminacja… Dobra, wiemy już, że oboje mamy misie. Ale nadal nie oświeciłaś mnie swoim imieniem.

- Alice- uśmiechnęłam się.- Tylko nie Al, Li ani Ce. Po prostu Alice.

- Dobrze ALICE- podkreślił moje imię ze śmiechem,- ja jestem Niall. Nie Nialler, Er, All…- przedrzeźniał mnie, za co posłałam mu kuksańca w bok.

Skręciłam w lewo, Niall za mną.

- Mieszkasz tutaj?

- Nie- odparł.

- W takim razie, dlaczego tutaj idziesz?

- Idę z Tobą- odpowiedział tak, jakby to było normalne po 10 minutach znajomości.

- Mówiłam, że idę do domu, usiądę na łóżku…

- Nie mówiłaś, że nie mogę Ci towarzyszyć- uśmiechnął się uroczo.

- Niall, nie wiem czy…

- Jeśli nie spróbujesz, nigdy nie dowiesz się, czy to dobry pomysł- przerwał mi.

Wywróciłam teatralnie oczami i dalej szliśmy już w milczeniu.

*

- Już jestem!- krzyknęłam w progu, wchodząc do domu.

- Tylko mi nie mów, że znowu się spóź… O- przerwała, zaskoczona niecodziennym widokiem w naszym domu, a mianowicie osobą płci przeciwnej, którą nie jest mój starszy brat.

- Mamo, to jest Niall. Niall, poznaj moją mamę- przedstawiłam ich sobie.

- Bardzo miło mi Panią poznać- ujął dłoń mojej mamy i pocałował, jak prawdziwy dżentelmen. Ona natomiast patrzyła na niego, jak zaczarowana.

- My pójdziemy na górę, obejrzymy film, czy coś- pociągnęłam chłopaka na górę.

- Nie przejmujcie się mną- krzyknęła z dołu.- Ja będę baaaaardzo zajęta i nic nie będę słyszeć!

- Mamo!- skarciłam ją, zamykając drzwi na tyle głośno, aby usłyszała moją frustrację.

Roześmiany Niall został przygaszony Lukiem. Obejrzeliśmy film, zjedliśmy zrobiony przeze mnie popcorn i pożegnaliśmy się późnym wieczorem.

- Jest uroczy- powiedziała mama, kiedy tylko zamknęłam drzwi.

- Mamo, poznałam go dzisiaj- odparłam ostentacyjnie wywracając oczami.

- Lubisz go, bardzo - zabawnie poruszała brwiami. Zaśmiałam się.

- Może… Fakt, jest słodki, miły, kochany…

- Umówiłaś się z nim?- zadała pytanie prosto z mostu.

- Nie…- odpowiedziałam, a w moim głosie doskonale było słychać zawód.

Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je i przede mną stanął właśnie ten kochany, uroczy, miły i słodki Niall. Nie zdążyłam zapytać nawet o powód jego powrotu. Chłopak zachłannie wpił się w moje usta. Z początku nie wiedziałam, co powinnam zrobić, ale odwzajemniłam pocałunek. Tak chyba działa miłość od pierwszego wejrzenia, prawda?
- Też Cię lubię. Jesteś słodka, miła, kochana...
- Oj zamknij się!- zamknęłam jego usta pocałunkiem.
Ale wiecie co? Miłość powinno się okazywać codziennie, a nie tylko w wybrany dzień. Dlatego ja nadal

NIECIERPIĘ WALENTYNEK


#Od Autorki
Ten imagin miał pokazać, jak strasznie nienawidzę walentynek. Ale mi nie wyszło...
Niestety mój czas na swobodę się kończy i przez to, że dzisiaj dodaję tego posta zawalę geografię. Ale czego się nie robi z miłości, prawda? :)
Mam prośbę. Napiszcie pod każdym swoim komentarzem takie jedno magiczne "NIECIERPIĘ WALENTYNEK", co? :D
Takie moje małe... zboczenie zawodowe :P
Czyli teraz standard:
Love xoxo
Niall's wife :)
Twitter: https://twitter.com/KatyRoseCollins
Ask: http://ask.fm/PoniKowalska

piątek, 8 lutego 2013

Część 7. No more party in this week(end)


~Rose~

Jest czwarta rano. Co ja robię na zewnątrz? Bezsenność. Zupełnie nieuzasadniona. Przecież nie mam żadnych problemów. A może mam? Nie. Wiedziałabym. A może to jest mój problem? Może ja o czymś nie wiem? Z pewnością nie wiem, co ja tu w ogóle robię! Zawróciłam do domu.

 

~Maggi~

Otworzyłam oczy i zobaczyłam przy sobie Tom’a. Spał na fotelu obok łóżka. Postanowiłam go obudzić.

- Tom- szepnęłam szturchając go.- Thomas, obudź się- powiedziałam głośniej.

- Zaraz wstanę, nie spóźnię się do szkoły, mamo, obiecuję- mruczał.

- Z tego, co wiem nie jestem mamą tylko Twoją dziewczyną- zaśmiałam się.- Kręgosłup Cię rozboli.

Otworzył jedno oko i szybko je zamknął, słodko się uśmiechając.

- Mówię poważnie, będziesz jęczał, że wszystko Cię boli.

Otworzył oczy i szybko się zerwał, obdarowując mnie czułym pocałunkiem.

- Lilly jest u nas- powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samą. Zmrużyłam oczy. Co robi tutaj Lilly?

Po chwili przypomniałam sobie, co robię tutaj ja i w oczach zebrały mi się łzy. Kilkakrotnie zamrugałam, tym samym je powstrzymując. Wolałabym, żeby dzisiaj nie było soboty, niedzieli, czy jakiegoś innego wolnego dnia. Chciałabym iść do szkoły i zapomnieć o tym, co dzieje się poza nią.

Przeciągnęłam się powoli i ziewnęłam. Wstałam z łóżka, złapałam wczorajszą sukienkę i udałam się do łazienki.

 

~Tom~

Udałem się na dół. Zobaczyłem Lilly siedzącą na parapecie. Deszcz, który padał za oknem zdecydowanie nie zapowiadał dobrego dnia.

- Hej- przywitałem ją, uśmiechając się ciepło.

Odpowiedziała mi tym samym.

- Nie przejmuj się już. Naprawdę nie ma czym. Ludzie mają naprawdę gorsze problemy. A co dopiero zwierzęta? Nieuleczalne choroby i nawet nie potrafią nam powiedzieć, co je boli i w czym tkwi sęk.

- Zamieniasz się w swoją mamę- zaśmiała się.

- Wiem, wiem… To jak? Lepiej? Zrobimy naleśniki, zwołamy pół szkoły i zrobimy jedną, wielką mega imprezę.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie obejdzie się bez kazania Rose o tym, jakie to nieodpowiedzialne i o konsekwencjach i…

- Wiem, dlatego proszę, chociaż Ty mi teraz nie kracz- wyszczerzyłem się.

Przewróciła oczami i delikatnie się uśmiechnęła.

- Aaa!- usłyszeliśmy krzyk Mag z góry. Wystraszeni natychmiast tam pobiegliśmy. Ponieważ głos dochodził z łazienki, do środka weszła Lil.

- Aaa!- również krzyknęła.

- Co tam się dzieje?- spytałem.

- Thomas!- rozpaczliwie wołała Mag.

*le Tom czuje się jak bohater* Otworzyłem drzwi i wzrokiem poszukiwałem dwóch niewiast. Obie drżały stojąc na pralce. Wskazywały na róg łazienki. Złapałem mopa i… nie wiedziałem w sumie, na co mam się rzucić.

- Pająk!- piszczała Lilly.

Wykonałem tak zwanego facepalm’ a i schyliłem się w poszukiwaniu bestii. Kiedy wreszcie ją odnalazłem, zwinnym ruchem złapałem papier i uwięziłem w nim potwora. Dwie niewiasty zeszły ze swej wieży i dziękowały mi za moją rycerskość.


- Czy Ty aby nie przesadzasz Tom?- zapytała Ann, kiedy opowiedziałem gościom tą historię.

- Ale tak było!- broniłem się. Dziewczyna wywróciła oczami i wstała, udając się w stronę kuchni.

- I tak jesteś moim bohaterem- Maggi przelotnie mnie cmoknęła, siadając na moich kolanach.

Muzyka grała głośno, na gości powoli oddziaływał spożyty alkohol. Rozległ się, ledwo słyszalny, dzwonek do drzwi. Skierowałem się w tamtą stronę tanecznym krokiem. Otworzyłem, a przed nimi stała piątka chłopaków, trzymająca niemałe zapasy alkoholu. Uśmiechnąłem się i wpuściłem ich do środka.

Rozejrzałem się dookoła. No ładnie, Ann jeszcze nie upiła Rose. Widzę to, ponieważ kręci się nieswojo, upominając ludzi o rozsądne spożywanie drinków. Pokręciłem głową z dezaprobatą.

- Rosiiii- objąłem ją ramieniem- baw się.

- Tomiii- odgryzła się sarkastycznie- wiesz, jakie będą w związku z tą imprezą konsekwencje, prawda? A co, jeśli rodzice przyjadą nagle i…

- Błagam, nic nie mów. Jestem napity w cztery dupy i naprawdę nie dotrze do mnie to, co mówisz. Ale mam pomysł. Jest tu tyle przystojniaków, nie lepszych ode mnie, ale jestem zajęty, a Ty nie masz nikogo, więc może…

- O nie!- zaprotestowała szybko, wyrywając się z moich objęć- Poznawanie facetów na imprezach nie jest dobre.

Kontynuowałbym tą rozmowę, ale poczułem, że ktoś ciągnie mnie w głąb salonu. Tym kimś była Mag.

 

~Ann~

Spokojnie popijałam drinka, kiedy…

- Cześć- odezwał się głos za mną.

- Hej- odpowiedziałam szorstko.

- Jak się bawisz?- zapytał Liam.

- Lepiej bez Ciebie.

- Co się stało? Ostatnio było nawet miło.

- Ale dzisiaj nie mam ochoty na towarzystwo ani Twoje, ani Twojej bandy.

- Nie możliwe, żebyśmy byli aż tacy źli.

- A jednak- wstałam z miejsca i oddaliłam się do Blanca’ i, której humor również nie dopisywał.

- Co się dzieje?- zapytałam widząc jej nieobecną minę.

- Nic- odparła krótko.

- Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko…- zagadnęłam.

- Na tej imprezie znalazł się ktoś, kto bardzo mocno mnie rani…

Zmarszczyłam brwi.

- A tym kimś jest…- próbowałam ją zachęcić do mówienia.

- Upijmy się- zignorowała moją wypowiedź. Uniosłam jedną brew i uśmiechnęłam się zadziornie.

 

~Rose~

Głośna muzyka i pijani ludzie dookoła. Łu hu. O niczym innym nie marzę. Sarkazm. Krążyłam wokół salonu i dopiero teraz zwróciłam uwagę na zdjęcia stojące na półce. Ogólnie wszyscy byliśmy wtedy na wakacjach. To było rok temu.

Pierwsze zdjęcie przedstawiało oczywiście Maggi. Bardzo nie chciała zdjęć, więc wyszło z zaskoczenia. Wspaniale, jak widać. Na następnym była Blanca. Delikatnie się uśmiechała. Jeszcze kolejne było z Ann. Rozmawiała przez mój telefon, obrywając od rodziców za nie odbieranie swojego. Kolejne było dość nieudolne, ponieważ robione przeze mnie. Byli na nim Tom i Mag, z uciętymi twarzami. Najwyraźniej to nie przeszkadzało przyjacielowi i postanowił oprawić je w ramkę.  Jeszcze Lilly, ktoś zostawił w domku lampki świąteczne, a my doszliśmy do wniosku, że skoro już się w nie zplątała to można zrobić zdjęcie. I ostatnie. Siedziałam na mostku, odgarniając włosy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że miałam na sobie zbyt krótkie szorty.

- Ślicznie wyszłaś- odezwał się ktoś, kto stał za mną. Odwróciłam się w tym kierunku i ujrzałam blondyna, ukazującego swój aparat ortodontyczny w szerokim uśmiechu. Przewróciłam oczami i znów skierowałam swój wzrok na zdjęcia, choć dokładnie je już przestudiowałam.

- Co Ty taka oschła?- zapytał stając przede mną.- Coś się stało.

- Nie- odparłam próbując zakończyć nasze spotkanie. Ostatnio coś sprawia, że czuję obrzydzenie do tej bandy.

- Wiesz, możesz mi powiedzieć wszystko- zaczął, nie przestając unosić kącików swoich ust.

- Naprawdę?- odpowiedziałam entuzjastycznym tonem, ale zaraz zmieniłam go w oschły i zimny.- W takim razie powiem Ci, że nie chcę Cię oglądać.- Przesunęłam się w prawo, chcąc wyminąć Niall’a, ale on uczynił to samo, znów tarasując mi drogę.

- To było niemiłe- powiedział z grymasem na twarzy. Uniosłam jedną brew, zadając sobie w duszy pytanie, czy on jest idiotą, a może tylko udaje?- Nie powinnaś mówić, że nie chcesz mnie oglądać, użyj jakiejś lepszej metody, żeby mnie spławić- spojrzał na mnie z wyższością.

- Ale zanim to nastąpi… But Ci się rozwiązał.- Chłopak skierował swój wzrok na sznurówki, a ja wtedy odeszłam szybkim krokiem. Jednak moje szczęście nie trwało długo. Horan nie dawał za wygraną.

- Oszukiwanie mnie nie pomoże, moja dezorientacja trwała za krótko. Kombinuj- wyszczerzył się.

- Powiesz mi w końcu, jaki cel ma ta cała rozmowa?- zmęczona tym teatrzykiem zignorowałam jego wypowiedź.

- Chcę się z Tobą umówić- wyjechał prosto z mostu. Spojrzałam na niego spod byka i nie wiedziałam, czy powinnam zacząć się śmiać.- Mówię poważnie- dodał.

- Po jaką cholerę miałabym się zgadzać?- spytałam uprzejmie.

- Inaczej się mnie nie pozbędziesz- odpowiedział szybko, jakby znał każdy mój ruch.

-A jeśli…

- Jeśli się zgodzisz, będzie mi miło. Czy nie lubisz, kiedy innym jest miło?

Spojrzałam na niego podejrzliwie. Doszłam do wniosku, że jedno takie spotkanie nic nie będzie znaczyło, a potem będę miała go z głowy.

- Kiedy?- spytałam zrezygnowana.

- Poniedziałek, Starbucks, w którym się pierwszy raz spotkaliśmy, przyjdę po Ciebie o osiemnastej.

- Poniedziałek?

- Tak- odparł, będąc pewny, że się zgodzę. Niestety miał rację.

- Dobra. Nie daję Ci numeru i adresu, bo domyślam się, że to już znasz. W takim razie…

- Idziemy się napić? –zapytał.

- Miałam mieć Cię z głowy- skrzyżowałam ręce na piersi.

- Nie, powiedziałem, że jeżeli się nie zgodzisz, nie pozbędziesz się mnie. Nie powiedziałem, że będzie inaczej, jeżeli się zgodzisz.

- Ale ja nie piję.

- Nie wspominałem o alkoholu. Sok, pepsi. To jak?

Ruszyłam przodem do kuchni, w przekonaniu, że blondyn ruszy za mną. Tak też było.

 

~Blanca~

- Everybody dance now!- krzyknęłam i zeskoczyłam ze stołu, prosto na parkiet. Niestety nie wylądowałam na niej. Otworzyłam jedno oko, jednak zobaczyłam tylko tańczących nastolatków. Potem drugie i moim oczom ukazał się mulat z pięknymi, czekoladowymi oczami, które teraz patrzyły przed siebie. Okazało się, że byłam na jego rękach, a on szedł… Właściwie gdzie?

- Zayn? Przpszam, DUPEK!- zaśmiałam się ze swojego żartu i zaniosłam śmiechem.

Weszliśmy do jakiegoś pokoju i chłopak puścił mnie. Krzyknęłam, ale wylądowałam na łóżku.

- Jśli mnie zgwacisz, zapcisz gorzkooooo- zagroziłam mu. On usiadł obok mnie i pogładził po policzku.

- Co się z Tobą stało?- pokręcił głową i spuścił wzrok.- Przecież to Ty ze mną zerwałaś, więc dlaczego to na mnie się wściekasz?

- Bo mogłeś o mnie walczyć!- krzyknęłam. Nie myślałam czysto. Działałam impulsywnie. On wtedy szybko przywarł do moich ust. Zakręciło mi się w głowie. Przez chwilę nasze usta jedynie łączyły się ze sobą. Czekałam na jego kolejny ruch. Jednak on nie nastąpił. Odsunął się, wstał i żegnając mnie słowami „Mam nadzieję, że nie będziesz tego pamiętać”- wyszedł.
Miałam kompletny mętlik w głowie. Co to było? Czemu się tam znalazłam, czemu to nie ja się odsunęłam? Czemu chciałam więcej? Na te pytania nie znałam odpowiedzi. Ale mój organizm, całkowicie zawładnięty przez alkohol, kazał mi tylko jedno- spać.

 
#Od Autorki
Gnój, chała, porażka!
Ale trudno :/
Może następny będzie lepszy :)
+Muszę się pochwalić, że Elka odpowiedziała na moje pytania na asku!!!! Aaaa!!! :D
Twitter: @KatyRoseCollins
Ask: ask.fm/PoniKowalska