I know we only met but let’s pretending
love
Walentynki, mój
ulubiony dzień w całym roku. Taaa, jasne. Jeszcze czego. Nienawidzę tego dnia.
Te wszystkie uśmiechnięte pary, które co krok się całują, czerwone kartki z
życzeniami od czapy, róże, uśmiechy. Zupełnie, jakby było się z czego cieszyć.
Moja mama doskonale wie o tym, jak czuję się w walentynki i postanowiła włożyć
mi do plecaka walentynkę, zanim wyjdę. Jestem aż taka Forever Alone?! Mniejsza…
Wyszłam z domu, zakładając po drodze kurtkę i plecak. Chodziłam do szkoły
prywatnej, co wiązało się z tym, że jeżeli się spóźnię, mogę jedynie pomarzyć o
dostaniu się do środka. Biegłam przed siebie, omal nie wpadając pod koła
ogromnego tira. Zobaczyłam już ogromną stalową bramę, która… właśnie się
zamykała. Byłam już wykończona, bez śniadania. Poczułam, że zaraz mogę zemdleć.
Ale pędziłam, ile tchu. Niestety przeszkodą, jaką napotkałam była owa brama,
zamknięta. Szarpałam za stalowe pręty. Z budki wyszedł strażnik, Alan.
- Proszę…- usilnie
próbowałam przekonać strażnika, aby otworzył bramę tylko na sekundkę.
- Alice, pamiętam, jak
pierwszego dnia szkoły wspięłaś się po bramie i zostałaś wezwana do dyrektorki,
dlatego po prostu nie mogę nic zrobić, wybacz.
- Cholera!- krzyknął
zdyszany chłopak, który właśnie podbiegł do bramy. Kopnął ją z całej siły, co z
pewnością zabolało.- Alan…
- Nie, przed chwilą
tłumaczyłem, nie wpuszczę już nikogo, przykro mi dzieciaki. Są walentynki, znajdźcie
sobie jakieś zajęcia.
- Walentynki są
beznadziejne- powiedziałam równo z blondynem.
- Do zobaczenia-
odparł Alan kiwając niedowierzająco głową i odchodząc do swojej małej budki.
- Jak tak dalej
pójdzie to nie zdam- spojrzałam na wzdychającego chłopaka z pytającym wyrazem
twarzy.- Spóźniam się już od tygodnia- sprostował.
- I wcześniej Cię nie
spotkałam?- zaśmiałam się.- Mamy ze sobą coś wspólnego.
- To co robimy?-
zapytał, kiedy szłam ścieżką do domu, a on razem ze mną.
- My? Ja wiem, że idę
do domu, usiądę na łóżku, włączę laptopa i obejrzę film razem z Lukiem.
- To Twój chłopak?
- Nie!-
zaprotestowałam możliwe, że trochę za głośno. To mój miś od pierwszej klasy-
zaśmiał się.- Ej!- udałam obrażoną.
- Przepraszam- mówił,
uspokajając się.- Sęk w tym, że mój miś ma na imię Laura.
Wybuchłam śmiechem.
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Ja jestem dziewczyną
i mogę mieć misia, ale Ty? Jesteś facetem- wytłumaczyłam.
- Dyskryminacja…
Dobra, wiemy już, że oboje mamy misie. Ale nadal nie oświeciłaś mnie swoim imieniem.
- Alice- uśmiechnęłam
się.- Tylko nie Al, Li ani Ce. Po prostu Alice.
- Dobrze ALICE-
podkreślił moje imię ze śmiechem,- ja jestem Niall. Nie Nialler, Er, All…-
przedrzeźniał mnie, za co posłałam mu kuksańca w bok.
Skręciłam w lewo,
Niall za mną.
- Mieszkasz tutaj?
- Nie- odparł.
- W takim razie,
dlaczego tutaj idziesz?
- Idę z Tobą-
odpowiedział tak, jakby to było normalne po 10 minutach znajomości.
- Mówiłam, że idę do
domu, usiądę na łóżku…
- Nie mówiłaś, że nie
mogę Ci towarzyszyć- uśmiechnął się uroczo.
- Niall, nie wiem czy…
- Jeśli nie
spróbujesz, nigdy nie dowiesz się, czy to dobry pomysł- przerwał mi.
Wywróciłam teatralnie
oczami i dalej szliśmy już w milczeniu.
*
- Już jestem!-
krzyknęłam w progu, wchodząc do domu.
- Tylko mi nie mów, że
znowu się spóź… O- przerwała, zaskoczona niecodziennym widokiem w naszym domu,
a mianowicie osobą płci przeciwnej, którą nie jest mój starszy brat.
- Mamo, to jest Niall.
Niall, poznaj moją mamę- przedstawiłam ich sobie.
- Bardzo miło mi Panią
poznać- ujął dłoń mojej mamy i pocałował, jak prawdziwy dżentelmen. Ona natomiast
patrzyła na niego, jak zaczarowana.
- My pójdziemy na
górę, obejrzymy film, czy coś- pociągnęłam chłopaka na górę.
- Nie przejmujcie się
mną- krzyknęła z dołu.- Ja będę baaaaardzo zajęta i nic nie będę słyszeć!
- Mamo!- skarciłam ją,
zamykając drzwi na tyle głośno, aby usłyszała moją frustrację.
Roześmiany Niall
został przygaszony Lukiem. Obejrzeliśmy film, zjedliśmy zrobiony przeze mnie
popcorn i pożegnaliśmy się późnym wieczorem.
- Jest uroczy-
powiedziała mama, kiedy tylko zamknęłam drzwi.
- Mamo, poznałam go
dzisiaj- odparłam ostentacyjnie wywracając oczami.
- Lubisz go, bardzo -
zabawnie poruszała brwiami. Zaśmiałam się.
- Może… Fakt, jest
słodki, miły, kochany…
- Umówiłaś się z nim?-
zadała pytanie prosto z mostu.
- Nie…-
odpowiedziałam, a w moim głosie doskonale było słychać zawód.
Ktoś zapukał do drzwi.
Otworzyłam je i przede mną stanął właśnie ten kochany, uroczy, miły i słodki
Niall. Nie zdążyłam zapytać nawet o powód jego powrotu. Chłopak zachłannie wpił
się w moje usta. Z początku nie wiedziałam, co powinnam zrobić, ale
odwzajemniłam pocałunek. Tak chyba działa miłość od pierwszego wejrzenia,
prawda?
- Też Cię lubię. Jesteś słodka, miła, kochana...
- Oj zamknij się!- zamknęłam jego usta pocałunkiem.
Ale wiecie co? Miłość powinno się okazywać codziennie, a nie tylko w
wybrany dzień. Dlatego ja nadal
NIECIERPIĘ WALENTYNEK ♥
#Od Autorki
Ten imagin miał pokazać, jak strasznie nienawidzę walentynek. Ale mi nie wyszło...
Niestety mój czas na swobodę się kończy i przez to, że dzisiaj dodaję tego posta zawalę geografię. Ale czego się nie robi z miłości, prawda? :)
Mam prośbę. Napiszcie pod każdym swoim komentarzem takie jedno magiczne "NIECIERPIĘ WALENTYNEK", co? :D
Takie moje małe... zboczenie zawodowe :P
Czyli teraz standard:
Love xoxo
Niall's wife :)
Twitter: https://twitter.com/KatyRoseCollins
Ask: http://ask.fm/PoniKowalska