czwartek, 28 marca 2013

Część 10. Wake up


Kręciło mi się w głowie, kiedy tylko wysiadłam z wagonika. Niall zabrał mnie na rollercoaster.

- Gdybyś tylko widziała wtedy swoją minę- mówił, zwijając się ze śmiechu.

- A ten damski krzyk, który wydobywał się z Twoich ust?- zaśmiałam się, na co chłopak zamilkł. - Wata cukrowa?- zapytałam, widząc, że go zgasiłam. Jego oczy rozbłysły, a usta ułożyły się w szerokim uśmiechu.

- Zieloną- powiedzieliśmy jednocześnie, stojąc przy budce ze słodkościami. Uśmiechnęliśmy się do siebie.

- To co teraz?- zapytałam, kiedy już Niall wziął waty cukrowe. Swoją drogą dziwnie się czuję, kiedy nie płacę za siebie.

- Prawda, czy wyzwanie?- powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.

- Prawda- odpowiedziałam, bojąc się wyzwania.

- Co sądzisz o… Louis’ie?- zapytał poważnie.

- W sumie nie bardzo miałam okazję go poznać, ale wydaje się takim chłopakiem, który potrafi się bawić i jest zabawny, co znowu stwarza zupełne przeciwieństwo mnie- uśmiechnęłam się.- Prawda, czy wyzwanie?- teraz to ja przejęłam pałeczkę.

- Prawda- odpowiedział pewny siebie.

- Co sądzisz o… Ann?

- Jest pewna siebie, ładna i inteligentna, ale czasem się jej boję- zaśmiał się.

- Prawda- powiedziałam, zanim jeszcze zapytał, co wybieram.

- Co sądzisz o… o mnie?- spuścił głowę, a jego policzki przybrały nienaturalny różowy kolor.

- Że jesteś… zabawny, wyluzowany, miły i nadpobudliwy- uśmiechnął się.- A poza tym masz takie… takie…- przerwałam, zatapiając się w jego morskich oczach. Zamrugałam kilka razy, widząc, że obraz się rozmazuje. Chłopak zaśmiał się, widząc moje zakłopotanie. Nagle pojawiło się dwóch Niall’ ów. Coś do mnie mówił, ale słyszałam szum. Poczułam, jak grunt usuwa się spod moich nóg. Próbowałam krzyczeć, ale daremnie. Doszczętnie mnie sparaliżowało. Powoli zaczynałam widzieć już tylko ciemność. Nie wiem, kiedy zaczęłam upadać, ale wtedy też zamknęłam oczy. Niall mnie złapał. I to już było wszystko, wszystko, o czym powinnam była wiedzieć w świecie… żywych.

 

~Ann~

- Harry, nie stawiaj mnie pod murem. Muszę pomyśleć. Zaskoczyłeś mnie.- rozmawiałam z Hazzą. Przyszedł do mnie, aby wyjaśnić to, co zaszło, albo raczej co nie zaszło. W ten sposób siedzieliśmy właśnie w moim pokoju, z kubkami gorącej herbaty. Harry podobał mi się bardzo, ale jeszcze powinnam to przedyskutować z dziewczynami. No, z Tom’ em też oczywiście porozmawiam, bo to chłopak.

- Proszę Cię tylko o kolejną szansę. Nie przekreślaj czegoś, co mogłoby być.

- Słyszysz się? To była tylko randka, a Ty…

- Może słyszałaś o mnie wiele rzeczy, ale ja naprawdę nie bawię się dziewczynami, a…- rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Harry westchnął i ręką wskazał, żebym odebrała.

- Ann?- odezwał się głos w słuchawce.- Mówi Niall. Horan- jego głos drżał.- Nie pytaj, skąd mam Twój numer, bo to nieistotne. Nie panikuj, nie krzycz, nie płacz…

- Gadaj, o co chodzi!- wykrzyczałam zdenerwowana, a Harry przybliżył się, aby lepiej słyszeć. Niall westchnął przeciągle, jakby zbierał siły.- Rose jest w szpitalu- wydusił.

Po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a akcja serca przyspieszyła kilkakrotnie. Przełknęłam głośno ślinę, a oczy zaszkliły mi się.

- Adres- powiedziałam, a w moim głosie wyraźnie słychać było chrypę.

- Szpital imienia St. Adam’ a. Proszę, Ann, nie panikuj, bo…- rozłączyłam się i już nic nie miało dla mnie znaczenia.

Nie zwracając uwagi, czy na dworze pada, czy jest gorąco, czy zamknę drzwi, czy nie. Po prostu wyszłam, a Harry szybko mnie dogonił. Otworzył mi drzwi do jego samochodu, a sam zasiadł na miejscu kierowcy i ruszył z piskiem opon. Łzy mimowolnie płynęły po moich policzkach. Nerwowo gryzłam dolną wargę. Hazza położył rękę na moim kolanie, chcąc mnie uspokoić.

Na miejsce dojechaliśmy po pięciu minutach. Wybiegłam z samochodu.

- Gdzie leży Rosili Black?- zapytałam ostro recepcjonistki.

- Nie wolno mi…

- To moja siostra, więc powiedz mi do cholery, gdzie ona leży!- krzyknęłam uderzając pięścią w stół.

Kobieta wzdrygnęła się i wpisała coś do komputera.

- Sala 156, pierwsze piętro- odpowiedziała spokojnie.

Biegiem udałam się w tamtym kierunku. Wcisnęłam przycisk z numerem jeden w windzie i w ostatniej chwili wpełznął za mną Harry. Wahał się, czy coś powiedzieć, a kiedy już chciał- rozległ się charakterystyczny dzwonek, oznajmiający koniec trasy.

Rozglądałam się nerwowo w poszukiwaniu sali 156. Wreszcie ją znalazłam i chciałam wbiec do środka, ale drogę zagrodził mi lekarz.

- Jestem jej siostrą i…- zaczęłam.

- Ann?- odezwał się zachrypnięty głos za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam tatę Rosi. Miał podpuchnięte oczy i czerwone policzki.- Nie wysilaj się, mnie też nie wpuszczają.

Harry niepewnie oparł się o ścianę, chcąc jak najmniej zwracać na siebie uwagę, a ja usiadłam.

- Co jej jest?- zapytałam drżącym głosem. Mężczyzna przygryzł wargę i nerwowo bawił się palcami.

- Jest… w śpiączce. Lekarze twierdzą, że wyjdzie z tego po tygodniu. To zależy- jego głos drżał. Łzy nieustannie spływały po moich policzkach. W oddali zobaczyłam Niall’ a z dwoma kawami. Co on tu robił? Zauważył nas i zawrócił.

- To chwilowe, nic poważnego- w końcu się odezwałam. Przerażało mnie to. Nigdy nie ma stuprocentowej pewności, że pacjent wyjdzie ze śpiączki, albo że nie ucierpi na tym jego pamięć, albo inny fragment mózgu. Fakt, że Rosi mogłaby zapomnieć… Nie, do tego nie dojdzie. Zastanawiam się... Jest ostatnio jakaś… inna. Blada i zmęczona. Myślałam, że to może przez szkołę.

- Ann- szepnął Harry, zakłócając ciszę.- Idę poszukać Niall’ a- kiwnęłam głową, znowu pozostając sam na sam z męczącymi mnie pytaniami. W końcu doszłam do wniosku, że poinformuję dziewczyny.

 

~Harry~

Przemierzałem korytarze szukając przyjaciela. Znalazłem Niall’ a. Siedział przy stoliku, niedaleko pewnie już dawno zamkniętego baru. Zerknąłem jeszcze na zegarek, który wskazywał jedenastą w nocy. Podszedłem do kumpla. Łokcie miał na stole, a dłońmi zakrywał twarz. W końcu ostrożnie dotknąłem jego ramienia. Gwałtownie się odwrócił, ale znów bezwładnie oparł się o oparcie krzesła i pusto patrzył przed siebie. Usiadłem obok niego, lustrując go wzrokiem.

- Jak to się stało?- zapytałem cicho. Doskonale wiedziałem, że Niall obwiniał się za zajście, ale zanim wyrobię sobie zdanie na temat sprawy chciałbym znać szczegóły.

- To moja wina- tak jak podejrzewałem.- Zabrałem ją na ten cholerny rollercoaster. A trzeba było iść do kina, nie robić afery, być normalny! Ale nie, bo ja zawsze muszę coś schrzanić. Próbowałem być sobą, ale jako nieśmiały chłopak nie zwracałem na siebie jej uwagi. Zacząłem być bardziej odważny. Umówiła się ze mną. Spotkaliśmy się. On ja podrywał, więc trochę nim potrząsnąłem. No i musieliśmy wyjść, więc zaproponowałem jej rollercoaster. Zgodziła się. Mogłem wiedzieć, że tak to się skończy. Mogłem się domyślić, ale nie chciałem, bo bałem się, że stchórzę i już nie da mi drugiej szansy. Jakim ja jestem poronionym idiotą!- krzyknął, a echo rozniosło się po szpitalu. Przechodząca obok pielęgniarka skarciła nas wzrokiem, a ja przepraszająco na nią spojrzałem.

Potem mój wzrok skierował się na Niall’ a. To, co mówił nie miało dla mnie sensu. Nie płakał, nie robi tego. Ale widziałem w jego oczach poczucie winy, złość i smutek, żal. Nie mogłem dobrać słów, aby powiedzieć mu, że się myli, że nie mógł wiedzieć, bo nie domyślił się nikt. Nawet nikt nie wie, czego można by się domyślić, bo przecież przyczyna śpiączki nie jest znana.

Przytuliłem go. Jak brata. Bo co jeszcze mógłbym zrobić. Oddał uścisk. Poczułem tę więź, jaka jest pomiędzy nami. Pomiędzy całą piątką. Nie chciałem do nich dzwonić, on nie chciałby. Poklepałem go po ramieniu i oparłem się z nadzieją, że ta cisza nie będzie krępująca.

 

~Ann~

Jeden sygnał, drugi, trzeci…

- Masz szczęście, że skończyłam zajęcia minutę temu, bo trenerka by mnie zabiła- w telefonie rozbrzmiał radosny głos blondynki. Blanca zapisała się na wieczorne zajęcia taneczne.

- Rose jest w śpiączce. Szpital imienia Św. Adam ‘a- powiedziałam, nawet się nie witając.- Przekaż dalej.

- Zaraz będę- odparła prawie niesłyszalnie. Wiedziałam, że za niecałe pół godziny zrobimy ze szpitala schronisko, bo coś czuję, że nie opuścimy tego miejsca na noc.

Napisałam jeszcze do taty, że dzisiaj nie wrócę na noc i że wyjaśnię jutro. Mam nadzieję, że nie będzie pytał, bo nawet myślenie o tym, dlaczego tu jestem strasznie boli. Tata Rose wstał z miejsca i udał się w prawo, zapewne tylko po to, aby nie pokazywać więcej przy mnie swojej słabości, jaką jest ból spowodowany przez zaistniałą sytuację.

Po piętnastu minutach usłyszałam głośne tupanie. Zza rogu wybiegła zdyszana Blanca, jej oczy zdążyły już zrobić się czerwone. Oparła się o ścianę i bezwładnie po niej osunęła. Zapewne nawet nie przeszło jej przez myśl, aby przebrać się po zajęciach. Jej nietypowy strój zawsze zwracał na siebie uwagę.
 
Te zielone Conversy dostała w prezencie od Rose. Strasznie ich nie lubiła, ale nosiła je, bo widziała radość na twarzy przyjaciółki.

Dopiero teraz, kiedy coś jej się stało, czuję, jak bardzo jej potrzebuję, jak bardzo zżyta z nią jestem. Nie docierało to do mnie. Teraz dociera.

*

Po pięciu minutach byłyśmy już wszystkie. Przytulałyśmy się i płakałyśmy. Mijające nas od czasu do czasu pielęgniarki i lekarze mierzyli nas zniesmaczonymi spojrzeniami.

*dwa dni później*

Siedziałam przy jej łóżku i tępo wgapiałam się w ścianę. Jeszcze nigdy nie czułam takiej potrzeby, aby ktoś natychmiast się obudził. Tata Rose poszedł się przespać w hotelu obok szpitala. Po chwili przyszedł do mnie Niall. On też nie spał już dość długo. Podał mi kawę. Kofeina mnie wykończy. Upiłam łyka. Gorąca ciecz nie sprawiała mi takiej przyjemności, jak ta, którą robiła mi Rosi na wzór latte ze Starbucks’ a. Tylko że jej była wyjątkowa- zawsze dodawała coś od siebie, za każdym razem była inna.

- Ann, powinnaś iść spać- powiedział cicho Niall.

- Nie jestem zmęczona- odparłam, chociaż oczy same mi się zamykały. Spałam maksymalnie dwie godziny.

- Idź spać- wysyczał.- Ona nie pozwoliłaby Ci narażać w ten sposób zdrowia.

Wzdrygnęłam się, słysząc sposób jego mówienia. ‘Pozwoliłaby’, to tak, jakby jej z nami nie było. A jest… przecież leży obok… Prawda?

środa, 13 marca 2013

Część 9. He's here


~Rose~

- THANK YOU VERY MUCH! THANK YOU VERY MUCH!- krzyczałam, kiedy leciała jedna z moich ulubionych piosenek. Skakałam teraz po łóżku, z muzyką na cały regulator, tańcząc i drąc się, co poniektórzy nazywają śpiewaniem. Wtedy niespodziewanie wszedł… tata!

Zaskoczyłam z łóżka i nogą zahaczyłam o kabel od głośnika, tym samym wyłączając piosenkę. Podbiegłam do taty i rzuciłam mu się na szyję.

- Jesteś! Dlaczego wróciłeś? Dlaczego nie powiedziałeś, że dzisiaj?!

- To miała być niespodzianka- zaśmiał się i oddał mój uścisk.- Nieźle sobie radzisz. A jak oceny?- zapytał podejrzliwie.

- Tato, odkąd pamiętam, nie muszę się uczyć, bo jestem mądrą i inteligentną dziewczynką- przedrzeźniałam go. Tata objął mnie w pasie i zaczął kręcić dookoła.

- Jak długo zostajesz- zapytałam, kiedy już stałam na podłodze.

- Ale nie będziesz krzyczeć?- powiedział z uśmiechem.

- Tylko troszkę- wyszczerzyłam się.

- Cały miesiąc- odparł. Cieszyłam się, bardzo. Wychowuję się sama odkąd skończyłam trzecią klasę podstawówki. No to zapowiadał się interesujący… *ding dong* Niall!

- Tato, proszę, otworzysz mu, a ja się przyszykuję. Nie zostawiaj go samego, bo to idiota, nie wiem, co może mu wpaść do głowy. Zejdę tam za góra dziesięć minut. Nie wystrasz go!

Złapałam przyszykowane dawno ciuchy i wbiegłam do łazienki, nie czekając na odpowiedź ze strony zdezorientowanego taty.

Wpadłam pod prysznic i, tak aby nie zmoczyć włosów, umyłam się. Pozostało mi pięć minut. W ekspresowym tempie włożyłam na siebie ubrania. Potem przeczesałam włosy, myjąc jednocześnie zęby. Wyszłam z łazienki i zauważyłam dwie minuty spóźnienia. Tata mnie zabije… Albo Niall. Ale teraz, kiedy spóźnienie jest zaliczone, nie muszę się spieszyć. Poprawiłam więc stanik, bo co jak co, ale piersi muszą dobrze wyglądać na… O cholera. Zdałam sobie sprawę, że to moja pierwsza randka. PIERWSZA. A jeśli coś pójdzie nie tak… Na pewno, takie już moje szczęście. Nie, Rose, myśl pozytywnie. Pesymizm Cię zgubi! Uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Wyciągnęłam z szuflady tik taki i wzięłam jednego do ust, a resztę wpakowałam do torebki. Znalazł się tam też mój telefon, klucze [na wszelki wypadek], błyszczyk, perfumy… Chyba nie muszę wyliczać reszty, co stanowi podstawowe wyposażenie damskiej torebki. No… Może gaz pieprzowy nie jest podstawowym wyposażeniem, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Na sztuki walki chodziłam tylko rok i to w wieku jedenastu lat, co czyni rzecz wręcz oczywistą, że nic nie pamiętam.

Jeszcze raz dokonałam drobnych poprawek w moim wyglądzie i zbiegłam na dół po schodach.

- Już jestem, przeprrr…- zaczęłam, ale zobaczyłam widok śmiejących się Niall’a i mojego taty. Niespotykany widok, nie powiem.

- O! Rosili, tak szybko?- zapytał mój tata, zauważając mnie. Spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że spóźniłam się dziesięć minut. A on mówi, że szybko?- Ten chłopak jest świetny! I zna się na rzeczy. Sprzedał mi kilka niezłych patentów na bajerowanie kupców. A właśnie opowiadał mi historyjkę, jak się poznaliście. A kiedy doszedł do imprezy u Thomas’ a… No nie powiem, ma chłopak technikę na podryw!- zaśmiał się gromko.

Sparaliżowało mnie. Mój tata polubił chłopaka, który się ze mną umówił?! Przecież to on zawsze mi powtarzał, że nie ma się co spieszyć z miłością, bo nigdy nie jest za późno. Zmarszczyłam brwi.

- No co się tak patrzysz księżniczko? Idźcie już- wstał, a zaraz po nim zrobił to Niall.- Bawcie się dobrze! Tylko pamiętajcie, że wyglądam za młodo na dziadka!- zaśmiał się z samego siebie i zamknął za nami drzwi. Na dziadka?! Odkąd zeszłam na dół nie odezwałam się nawet słowem. Nie potrafiłam.

- Ślicznie wyglądasz- uśmiechnął się Niall, ocknęłam się i odwzajemniłam gest.- Pierwszy raz od dawna się uśmiechasz, wiesz? Powinnaś robić to częściej.

Na moje policzki wpłynęły delikatne rumieńce, a po ciele przeszedł przyjemny dreszcz. Niestety nieczęsto ktoś prawi mi komplementy, mam na myśli kogoś płci przeciwnej.

- Też dobrze wyglądasz- mruknęłam, przygryzając dolną wargę ze zdenerwowania.

Szliśmy w milczeniu, które jak nigdy ogromnie mnie krępowało.


- Latte z podwójną pianką- uśmiechnęłam się do kelnera.

- A może jakieś słodkie ciasto dla słodkiej dziewczyny?- zapytał uwodzicielsko. Uśmiechnęłam się z grzeczności i puściłam jego uwagę mimo uszu. Niall jednak nie puścił tego płazem.

- Co powiedziałeś?!- gwałtownie uniósł się z siedzenia.

- Stary, spoko- próbował rozluźnić chłopaka… Xavier. Czy to ten sam, co… I wszystko jasne, Ann również miała z nim do czynienia.

- Spoko?!- Nialler pchnął pracownika.- Spoko?! Przeproś ją idioto!- powtórzył czynność.

- Ogarnij się wariacie!- krzyknął przerażony chłopak, potykając się o własne nogi i upadając na podłogę. Blondyn mocno pociągnął go do góry.

- Stań, jak do Ciebie mówię!- potrząsnął Xavier’ em.

- Niall…- dotknęłam ramienia chłopaka, z obawą, że pod wpływem agresji może mi coś zrobić. Ale nie mogłam pozwolić na bijatykę.

- Poczekaj Rosi, zaraz skończę- uśmiechnął się czule w moją stronę, bez nutki złości w swoim głosie.- Przeprosisz ją, czy mam Ci pomóc?!- skierował się w stronę drugiego blondyna.

- Przepraszam!- wykrzyczał wystraszony. Niall go puścił.

- Chodźmy, straciłam ochotę na kawę, zjemy gdzieś indziej- pociągnęłam Niall’a za koszulkę, jak mała dziewczynka swojego tatę, kiedy chce prosić o nową zabawkę.

Chłopak wychodząc objął mnie w talii.

- Nie wiem, czy nie zareagowałeś zbyt… mocno?- zaczęłam ostrożnie. Wystraszył mnie. Nie wiedziałam, jak powinnam to odebrać.

- Rose- westchnął,- przepraszam, jeżeli Cię wystraszyłem… Ja po prostu chciałem… Nie mogę patrzeć, kiedy jakiś bezczelny chłopak podrywa w tak beznadziejny sposób dziewczynę, która mi się p…- przerwał, spuszczając głowę i przygryzając dolną wargę.

- Która Ci się co?- zapytałam, zapominając o wydarzeniu sprzed chwili.

- Podoba- dokończył, uśmiechając się sam do siebie.- Odkąd pierwszy raz zobaczyłem ją wtedy w Starbucks’ie, kiedy uciekła z nieznanych mi przyczyn, bo przecież nie wyglądam z bliska aż tak źle, co nie?- kątem oka na mnie spojrzał, a ja zaśmiałam się i przyznałam mu rację.- Od tamtej pory dzień w dzień myślałem, jak zagadać, bo przecież na lekcji wyzwała mnie od zboczeńca- znowu nie powstrzymałam śmiechu.

- Tak się zachowywałeś- stwierdziłam na swoją obronę.

- Ale zboczeńca? Serio? Przecież nie chciałbym Cię zgwałcić! Nie jestem z tych typów.

- A z jakiego jesteś?- zapytałam.

- Hmm… Jakby się głębiej zastanowić to nie ma dla mnie typu. Ja jestem jedyny w swoim rodzaju. Romantyk, ale bez przesady. Przeklinam jak szewc, ale umiem się opanować. Nie jestem geniuszem, ale swoje wiem. I jeszcze jedno, ale jeżeli Ci to powiem, będę musiał Cię zabić- powiedział z kamienną miną, a ja zamieniłam się w poważną.

- Jestem gotowa- odparłam powstrzymując uśmiech najlepiej, jak umiałam, czyli kiepsko.

- Moje zboczenie nie zna granic- zaśmiał się, na co ja również wybuchłam śmiechem.- A Ty?

- Ciężko mnie określić. Jedni mówią, że jestem inna, inni że wyjątkowa. W sumie wierzę i jednym i drugim. Jestem raczej romantyczna, ale nie potrafię siedzieć i nic nie robić, bo moja niekończąca się energia potrzebuje ujścia. Przeklinam tylko przy najbliższych. A jeżeli chodzi o trzeci typ… Mamy ze sobą wiele wspólnego- uśmiechnęłam się.

- Uuu, bratnia dusza?- powiedział Niall, ukazując aparat.- W takim razie… Co powiesz na coś ekstremalnego? Że będziesz krzyczeć do utraty głosu?- uśmiechnął się cwaniacko.

- Wyzwanie? Zawsze.

* http://www.youtube.com/watch?v=3KCJOqO_904

#Od Autorki

Rozpieszczam Was, dodając tak wcześnie :)

Nie powiem, bo jest mi przykro, kiedy widzę, że właściwie tylko kilka osób interesuje się tym blogiem... Dlatego proszę, powiedzcie komuś o nim, jeśli możecie- zareklamujcie. To dla mnie serio ważne :3

Może wkrótce pojawi się kolejny rozdział, bo jestem na dobrej drodze ^^

Love xoxo

Niall's wife :)


Twitter: @KatyRoseCollins

+ Nie mogę dodać żadnego zdjęcia, gdyż jak mówiłam, coś jest z bloggerem

++ Przepraszam, że rozdział wyłącznie z perspektywy Rose, następnym razem będzie inaczej, znacznie inaczej ^^

czwartek, 7 marca 2013

Część 8. Changes are good. Sometimes...

~Lilly~

Obudziłam się można by powiedzieć, że trochę skacowana. Leżałam pod schodami, z jednej strony przytulała mnie Blanca, z drugiej Ann. Ostrożnie wymknęłam się z ich uścisku, na co zareagowały cichym mruczeniem, ale potem przytuliły się we dwie. Pokręciłam głową i wtedy zdałam sobie sprawę, jak wielki ból mi to sprawia. Zsunęłam się po ścianie i złapałam za głowę. Powoli znowu otworzyłam oczy i wtedy coś zauważyłam. Kompletną demolkę. Zdałam sobie sprawę, że nie wstałam bez powodu. W kieszeni moich spodni wibrował telefon, po chwili przestał. Wyjęłam go i zauważyłam trzynaście nieodebranych połączeń od mamy oraz cztery od Laury. Chciałam odłożyć komórkę z powrotem, ale znowu zawibrowała. Postanowiłam odebrać, bo nie mogę ciągle unikać konfliktu.

- Kochanie, wróć do domu…- zaczęła potulnie.

- W jakim celu?- odparłam oschle.

- Tęsknimy…

- Znaczy Ty i Laura, czy Ty i tata Mag? A nie, chyba Ci się mamusiu liczby pomyliły, bo coś czuję, że tylko Laura tęskni- warknęłam.

- Nie dałaś mi nawet wytłumaczyć. To nie wygląda aż tak źle. Wiesz chociaż, dlaczego się wściekasz?

- Okłamałaś mnie.

- Po prostu nie powiedziałam Ci o wszystkim. A rozmowa, którą słyszałaś była o tym, w jaki sposób Wam powiedzieć, rozumiesz? Chcieliśmy zapobiec rozpadzie naszych rodzin.

- To świetnie Wam się to udało. Laura wie, dlaczego mnie nie ma?

- Ona wiedziała od początku.

- Wiedziała moja dziesięcioletnia siostra, a mnie bałaś się powiedzieć prawdy?!- krzyknęłam. Gdyby nie fakt, że zdążyłam wyjść na balkon, obudziłabym wszystkich imprezowiczów.

- Przepraszam.

- Słucham?

- Przepraszam. Nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, skoro nie chcesz zrozumieć.

Nastała głucha cisza. Usłyszałam, jak moja mama pociąga nosem. I co ja chcę tym osiągnąć? No właśnie…

- Jesteś w domu?- zapytałam.

- Tak- odparła smutno.

- Nie wierzę, że to robię- mruknęłam bardziej do siebie i rozłączyłam się.

 

~Rose~

*zakładam, że jest niedziela, bo szczerze powiedziawszy straciłam już rachubę czasu w tym opowiadaniu :P- autorka*

Właśnie rozkładałam propozycje na moje jutrzejsze wyjście z Niall’ em.  Dlaczego idę? W sumie to sama nie wiem… Kurcze, znowu ten ból, muszę wziąć jakieś proszki na brzuch, gardło… Chyba będę chora.

 

~Lilly~

- Przepraszam- powiedziała zapłakana mama.

- Ja bardziej- wpadłam w jej rozwarte ramiona, a do naszego uścisku dołączyła się moja siostra. Osunęłyśmy się na podłogę i płakałyśmy. Tak po prostu. Cieszę się, że znowu jesteśmy rodziną… Tylko że teraz muszę zaakceptować jeszcze jedną osobę. Tatę Mag.

 

~Ann~

Po powrocie do domu dostałam szlaban na laptopa, ale szczerze powiedziawszy nie przejęłam się tym, bo jutro ślicznie uśmiechnę się do tatusia.

Zadzwonił telefon.

- Halo?- zaczęłam słodko.

- Cześć Ann, mówi Liam-  Skąd on ma mój numer?!- Bo jest taka sprawa…. Kojarzysz Harry’ego Styles’a?- nie oczekiwał odpowiedzi.- On strasznie wstydzi się zapytać, ale chciałby zaprosić Cię do kina.

- Liam, zamknij się!- usłyszałam głośny szept po drugiej stronie słuchawki

- Po pierwsze- zaczęłam- powiedz mu, że go słyszę. Po drugie, ciekawa propozycja, ale pod dwoma warunkami. To nie będzie randka i ja wybieram film.

- Harry, Ann mówi…- powiedział Liam do chłopaka, ale potem usłyszałam szum i podekscytowany głos Hazzy.

- Jak często zmieniasz decyzje?- zapytał.

- Dość często, ale jaki to ma…

- W takim razie jeszcze dzisiaj- wyprzedził mnie.

- Dobra, ale…

- Titanic?- zapytał.- W takim razie o 18 po Ciebie przyjdę. Pa Moorciaku!- pożegnał się i usłyszałam już tylko trzy sygnałki oznajmiające, że połączenie zostało przerwane.

Miałam pewne wątpliwości, bo: skąd on znał moje przezwisko? Skąd wiedział, że Titanic? I co się właściwie przed chwilą stało?

Mniejsza. Spojrzałam na zegarek i zdałam sobie sprawę, że mam 40 minut, więc wzięłam szybki prysznic i wcisnęłam się w dżinsy i szary sweter z pudroworóżowym sercem, a ponieważ dzisiaj było ciepło, dobrałam do tego jeszcze tylko czarne krótkie Conversy.
 
Włosy spięłam w luźnego koczka. Korektorem potraktowałam drobne niedoskonałości i nałożyłam na usta jasnoróżowy błyszczyk. Spakowałam moją czarną skórzaną torbę i zeszłam na dół. Pomalowałam paznokcie kremowym lakierem i kiedy już miałam sprawdzić, czy wyschły- zadzwonił dzwonek do drzwi. Domyśliłam się, że to Harry, więc ponownie złapałam torbę i udałam się w tamtym kierunku. Niestety uprzedziła mnie osoba, której obecności obawiałam się najbardziej- tata.

- Dzień dobry- miło powiedział Harry- czy zastałem Ann?

- Czego chcesz?- odparł oschle mój opiekun.

- Zaprosiłem ją do kina i miałem przyjść po nią o…

- Zaprosiłeś ją na randkę?- zapytał tata, podnosząc jedną brew. Powinnam wkroczyć, ale fajnie było przyglądać się zajściu z odległości pięciu metrów.

- W sumie to nie zgodziła się na randkę, to tylko takie… spotkanie- kontynuował niczym nie zrażony chłopak.

- Jak masz na imię chłopcze?- Och.. Zaczyna się.

- Harry- uśmiechnął się, ukazując swoje równe zęby.

Mój tata położył na dłoń na jego ramieniu i pociągnął chłopaka w swoją stronę. Powoli się nad nim nachylił i coś szeptał. Harry miał obojętny wyraz twarzy. W końcu tata poklepał go po plecach i zobaczył mnie, a kąciki jego ust drgnęły, jakby w uśmiechu.

Podeszłam do Harry’ ego, który swoją drogą wyglądał całkiem, całkiem.

Ruszyliśmy do kina. Podobno ma prawko, ale może wolał spacer?

Do kina doszliśmy w jakieś dziesięć minut. Harry zapłacił za bilety i jedzenie, co znowu nie zbyt mi pasowało… Usiedliśmy. Popłakałam się już na napisach początkowych.

 

~Harry~

Ona płacze?

- Ej, co jest?- zapytałem trochę zmieszany.

- Nic- pociągnęła nosem.- Tylko ten film jest taki romantyczny- wybuchła płaczem, a ja z początku wahałem się nad tym, co zrobić. Koniec końców objąłem ją ramieniem. Na początku jej ciało ogarnął dreszcz i poczułem, jak nie jest pewna, czy mi na to pozwolić. Ale rozluźniła się i wtuliła we mnie. Uśmiechnąłem się sam do siebie.

*

- Ten moment, kiedy oni stali na tym dziobie i…

- Myślałam, że skończą mi się chusteczki!- rozmawialiśmy o filmie w drodze do Starbucks’a.

*

- Co sobie życzycie?- zapytał kelner, kiedy usiedliśmy. Ręką wskazałem na Ann, żeby to ona zamawiała pierwsza.

- Francuskie Latte waniliowe poproszę.

Chłopak, gdyż był może o rok starszy od nas, uśmiechnął się do szatynki.

- Słodka kawa dla słodkiej dziewczyny- mrugnął do niej. Zmarszczyłem brwi, może nie jestem zakochany w Ann, ale to nie jego rand… spotkanie. Na twarz dziewczyny wstąpił uśmiech. Zobaczyłem, jak uśmiecha się do chłopaka, wyciągając z kieszeni telefon. Dotknęła palcem wyświetlacz i popłynęła piosenka Taylor Swift- I knew you were trouble.

- Przepraszam, muszę odebrać- powiedziała szybko i wstała, udając się w kierunku toalet. Niezła jest…

- Fajna laska, ale nie dla Ciebie- powiedział pewny siebie… Xavier, co wyczytałem z plakietki.

- Jestem jej bratem- odpowiedziałam z kamiennym wyrazem twarzy, ale widząc minę chłopaka, chciałem wybuchnąć śmiechem.

- Yyy… Chciałem powiedzieć, że…- jąkał się.

- Że to Latte zapakujesz na wynos, a drugie dodasz gratis, o dwóch kawałkach ciasta czekoladowego nie wspomnę- dodałem z taką samą miną.

- No jasne, na koszt firmy!- odparł zmartwiony i szybkim krokiem udał się do lady. Liczyłem na to, że szybko się uwinie, bo długo nie mogłem powstrzymać śmiechu. Wrócił po pięciu minutach z kawami i ciastami, życząc mi i nieobecnej „siostrze” smacznego, po czym znowu szybko odszedł. Najwyraźniej za to pierwsze Latte nie chciał zapłaty. Widząc, że Ann opuszcza toaletę, wstałem i biorąc rzeczy udałem się w stronę drzwi, ciągnąc za sobą zaskoczoną dziewczynę.

- Czemu…?- zaczęła, kiedy tylko wyszliśmy. Niestety przerwałem jej, gdyż najzwyczajniej w świecie nie mogłem już wytrzymać. Śmiałem się w głos i zaczęło brakować mi tchu. Szatynka widząc mnie, również się roześmiała. Kiedy już się opanowaliśmy wytłumaczyłem jej, co było powodem mojej głupawki.

- Ale Twój numer z telefonem też był niezły- zakończyłem swój monolog i szeroko uśmiechnąłem się, patrząc w brązowe oczy dziewczyny. Ona odwzajemniła gest.

- Powinnam w sumie zrobić to tak, żebyś go nie zobaczył, bo nie wątpię, że Ciebie też w końcu będę musiała spławić.

- Mnie się nie da spławić- stanąłem przed dziewczyną i pokazywałem jej swoje mięśnie w różnych- czasem dziwnych- pozach.

- Fakt, Ty jesteś zbyt zawzięty- zaśmiała się.

- Chodziło mi o to, że jestem zbyt uroczy- rozłożyłem ręce z wyrzutem, idąc tyłem.

- No może trochę też- spuściła wzrok, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Lubi mnie! Moja euforia nie trwała nawet dwóch sekund, gdyż zaraz po słowach Moorciaka wpadłem na słup.

*

- Kto normalny buduje słupy na środku chodnika?- rozprawiałem, kiedy siedziałem w kuchni Państwa Moore, trzymając lód z tyłu głowy, podczas gdy Ann robiła nam nowe Latte, dziewczyna tylko się uśmiechnęła, była mocno zamyślona.

 - Kim jest ten, który zajmuje Twoje myśli?- zapytałem, ale nie dałem jej zacząć.- To na pewno ten Xavier- zdecydowałem.

- Nie!- zaśmiała się.- Chcesz wiedzieć, kto to?- zapytała przybliżając swoją twarz do mojej, chcąc zdradzić mi tajemnicę. Swoją drogą używa ślicznych perfum.- Jest tajemniczy, niezobowiązujący, czasem uciążliwy, ale sprawia, że czuję się wolna, a jest to…- przybliżyła się jeszcze bliżej, a mój wzrok automatycznie powędrował na jej delikatne usta, takie wydatne, lekko rozchylone, układające się w delikatnym uśmiechu- jest to… NIKT- dokończyła odskakując ode mnie i śmiejąc się w głos.

- Bardzo śmieszne- udałem obrażonego, krzyżując ręce.

- Oj Harreh- jak ona to ślicznie mówi- to był tylko żart- usiadła obok mnie i ostrożnie złapała za rękę. I znowu moje serce zaczęło bić kilka razy szybciej. Uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem głęboko w oczy, potem na usta. Przygryzłem delikatnie dolną wargę. Przybliżyłem się do niej jedynie na kilka milimetrów, ale widząc, ze nie protestuje, kontynuowałem. Kiedy dzielił nas już tylko centymetr, ona spuściła głowę. Zrobiłem to samo, poczułem się głupio.

- Ja… Chyba…- jąkała się.

- Już pójdę- zszedłem z krzesła i skierowałem się do przedpokoju. Dziewczyna powłóczyła się za mną.

- Spotkamy się jeszcze?- zapytałem z nadzieją. Ciekawie nam się rozmawiało…

- Wiesz… Tak, myślę, że… może, jeszcze, muszę…- nie wiedziała, jak odpowiedzieć „nie”.

- Do zobaczenia w szkole- mruknąłem i uśmiechnąłem się, albo raczej próbowałem, a potem wyszedłem.- Cholera.
 
-----^^^-----^^^-----^^^-----^^^-----^^^-----
Hejka Mordki! ♥
Przepraszam, ale tak jakoś wyszło, że nie miałam weny i czasu. Ale teraz, jak widzicie dużo się dzieje.
I obiecuję, że będzie jeszcze więcej ;)
Aktualnie mam kilka pomysłów i o ile ich nie zapomnę... Będzie fajnie :D
Dziękuję Wam za TAKĄ liczbę wyświetleń, jesteście niesamowici!
Love xoxo
Niall's wife :)