Kręciło mi się w
głowie, kiedy tylko wysiadłam z wagonika. Niall zabrał mnie na rollercoaster.
- Gdybyś tylko
widziała wtedy swoją minę- mówił, zwijając się ze śmiechu.
- A ten damski krzyk,
który wydobywał się z Twoich ust?- zaśmiałam się, na co chłopak zamilkł. - Wata
cukrowa?- zapytałam, widząc, że go zgasiłam. Jego oczy rozbłysły, a usta
ułożyły się w szerokim uśmiechu.
- Zieloną-
powiedzieliśmy jednocześnie, stojąc przy budce ze słodkościami. Uśmiechnęliśmy
się do siebie.
- To co teraz?- zapytałam,
kiedy już Niall wziął waty cukrowe. Swoją drogą dziwnie się czuję, kiedy nie
płacę za siebie.
- Prawda, czy
wyzwanie?- powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
- Prawda-
odpowiedziałam, bojąc się wyzwania.
- Co sądzisz o…
Louis’ie?- zapytał poważnie.
- W sumie nie bardzo
miałam okazję go poznać, ale wydaje się takim chłopakiem, który potrafi się
bawić i jest zabawny, co znowu stwarza zupełne przeciwieństwo mnie-
uśmiechnęłam się.- Prawda, czy wyzwanie?- teraz to ja przejęłam pałeczkę.
- Prawda- odpowiedział
pewny siebie.
- Co sądzisz o… Ann?
- Jest pewna siebie,
ładna i inteligentna, ale czasem się jej boję- zaśmiał się.
- Prawda-
powiedziałam, zanim jeszcze zapytał, co wybieram.
- Co sądzisz o… o
mnie?- spuścił głowę, a jego policzki przybrały nienaturalny różowy kolor.
- Że jesteś… zabawny,
wyluzowany, miły i nadpobudliwy- uśmiechnął się.- A poza tym masz takie…
takie…- przerwałam, zatapiając się w jego morskich oczach. Zamrugałam kilka
razy, widząc, że obraz się rozmazuje. Chłopak zaśmiał się, widząc moje
zakłopotanie. Nagle pojawiło się dwóch Niall’ ów. Coś do mnie mówił, ale
słyszałam szum. Poczułam, jak grunt usuwa się spod moich nóg. Próbowałam
krzyczeć, ale daremnie. Doszczętnie mnie sparaliżowało. Powoli zaczynałam
widzieć już tylko ciemność. Nie wiem, kiedy zaczęłam upadać, ale wtedy też
zamknęłam oczy. Niall mnie złapał. I to już było wszystko, wszystko, o czym
powinnam była wiedzieć w świecie… żywych.
~Ann~
- Harry, nie stawiaj
mnie pod murem. Muszę pomyśleć. Zaskoczyłeś mnie.- rozmawiałam z Hazzą.
Przyszedł do mnie, aby wyjaśnić to, co zaszło, albo raczej co nie zaszło. W ten
sposób siedzieliśmy właśnie w moim pokoju, z kubkami gorącej herbaty. Harry
podobał mi się bardzo, ale jeszcze powinnam to przedyskutować z dziewczynami.
No, z Tom’ em też oczywiście porozmawiam, bo to chłopak.
- Proszę Cię tylko o
kolejną szansę. Nie przekreślaj czegoś, co mogłoby być.
- Słyszysz się? To
była tylko randka, a Ty…
- Może słyszałaś o
mnie wiele rzeczy, ale ja naprawdę nie bawię się dziewczynami, a…- rozbrzmiał
dzwonek mojego telefonu. Harry westchnął i ręką wskazał, żebym odebrała.
- Ann?- odezwał się
głos w słuchawce.- Mówi Niall. Horan- jego głos drżał.- Nie pytaj, skąd mam
Twój numer, bo to nieistotne. Nie panikuj, nie krzycz, nie płacz…
- Gadaj, o co chodzi!-
wykrzyczałam zdenerwowana, a Harry przybliżył się, aby lepiej słyszeć. Niall
westchnął przeciągle, jakby zbierał siły.- Rose jest w szpitalu- wydusił.
Po moim ciele
przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a akcja serca przyspieszyła kilkakrotnie. Przełknęłam
głośno ślinę, a oczy zaszkliły mi się.
- Adres- powiedziałam,
a w moim głosie wyraźnie słychać było chrypę.
- Szpital imienia St.
Adam’ a. Proszę, Ann, nie panikuj, bo…- rozłączyłam się i już nic nie miało dla
mnie znaczenia.
Nie zwracając uwagi,
czy na dworze pada, czy jest gorąco, czy zamknę drzwi, czy nie. Po prostu
wyszłam, a Harry szybko mnie dogonił. Otworzył mi drzwi do jego samochodu, a
sam zasiadł na miejscu kierowcy i ruszył z piskiem opon. Łzy mimowolnie płynęły
po moich policzkach. Nerwowo gryzłam dolną wargę. Hazza położył rękę na moim
kolanie, chcąc mnie uspokoić.
Na miejsce
dojechaliśmy po pięciu minutach. Wybiegłam z samochodu.
- Gdzie leży Rosili
Black?- zapytałam ostro recepcjonistki.
- Nie wolno mi…
- To moja siostra,
więc powiedz mi do cholery, gdzie ona leży!- krzyknęłam uderzając pięścią w
stół.
Kobieta wzdrygnęła się
i wpisała coś do komputera.
- Sala 156, pierwsze
piętro- odpowiedziała spokojnie.
Biegiem udałam się w
tamtym kierunku. Wcisnęłam przycisk z numerem jeden w windzie i w ostatniej
chwili wpełznął za mną Harry. Wahał się, czy coś powiedzieć, a kiedy już
chciał- rozległ się charakterystyczny dzwonek, oznajmiający koniec trasy.
Rozglądałam się
nerwowo w poszukiwaniu sali 156. Wreszcie ją znalazłam i chciałam wbiec do
środka, ale drogę zagrodził mi lekarz.
- Jestem jej siostrą
i…- zaczęłam.
- Ann?- odezwał się
zachrypnięty głos za moimi plecami. Odwróciłam się i ujrzałam tatę Rosi. Miał
podpuchnięte oczy i czerwone policzki.- Nie wysilaj się, mnie też nie
wpuszczają.
Harry niepewnie oparł
się o ścianę, chcąc jak najmniej zwracać na siebie uwagę, a ja usiadłam.
- Co jej jest?-
zapytałam drżącym głosem. Mężczyzna przygryzł wargę i nerwowo bawił się
palcami.
- Jest… w śpiączce. Lekarze
twierdzą, że wyjdzie z tego po tygodniu. To zależy- jego głos drżał. Łzy
nieustannie spływały po moich policzkach. W oddali zobaczyłam Niall’ a z dwoma
kawami. Co on tu robił? Zauważył nas i zawrócił.
- To chwilowe, nic
poważnego- w końcu się odezwałam. Przerażało mnie to. Nigdy nie ma
stuprocentowej pewności, że pacjent wyjdzie ze śpiączki, albo że nie ucierpi na
tym jego pamięć, albo inny fragment mózgu. Fakt, że Rosi mogłaby zapomnieć…
Nie, do tego nie dojdzie. Zastanawiam się... Jest ostatnio jakaś… inna. Blada i
zmęczona. Myślałam, że to może przez szkołę.
- Ann- szepnął Harry,
zakłócając ciszę.- Idę poszukać Niall’ a- kiwnęłam głową, znowu pozostając sam
na sam z męczącymi mnie pytaniami. W końcu doszłam do wniosku, że poinformuję
dziewczyny.
~Harry~
Przemierzałem
korytarze szukając przyjaciela. Znalazłem Niall’ a. Siedział przy stoliku,
niedaleko pewnie już dawno zamkniętego baru. Zerknąłem jeszcze na zegarek,
który wskazywał jedenastą w nocy. Podszedłem do kumpla. Łokcie miał na stole, a
dłońmi zakrywał twarz. W końcu ostrożnie dotknąłem jego ramienia. Gwałtownie
się odwrócił, ale znów bezwładnie oparł się o oparcie krzesła i pusto patrzył
przed siebie. Usiadłem obok niego, lustrując go wzrokiem.
- Jak to się stało?-
zapytałem cicho. Doskonale wiedziałem, że Niall obwiniał się za zajście, ale
zanim wyrobię sobie zdanie na temat sprawy chciałbym znać szczegóły.
- To moja wina- tak
jak podejrzewałem.- Zabrałem ją na ten cholerny rollercoaster. A trzeba było
iść do kina, nie robić afery, być normalny! Ale nie, bo ja zawsze muszę coś
schrzanić. Próbowałem być sobą, ale jako nieśmiały chłopak nie zwracałem na
siebie jej uwagi. Zacząłem być bardziej odważny. Umówiła się ze mną.
Spotkaliśmy się. On ja podrywał, więc trochę nim potrząsnąłem. No i musieliśmy
wyjść, więc zaproponowałem jej rollercoaster. Zgodziła się. Mogłem wiedzieć, że
tak to się skończy. Mogłem się domyślić, ale nie chciałem, bo bałem się, że
stchórzę i już nie da mi drugiej szansy. Jakim ja jestem poronionym idiotą!-
krzyknął, a echo rozniosło się po szpitalu. Przechodząca obok pielęgniarka
skarciła nas wzrokiem, a ja przepraszająco na nią spojrzałem.
Potem mój wzrok
skierował się na Niall’ a. To, co mówił nie miało dla mnie sensu. Nie płakał,
nie robi tego. Ale widziałem w jego oczach poczucie winy, złość i smutek, żal.
Nie mogłem dobrać słów, aby powiedzieć mu, że się myli, że nie mógł wiedzieć,
bo nie domyślił się nikt. Nawet nikt nie wie, czego można by się domyślić, bo
przecież przyczyna śpiączki nie jest znana.
Przytuliłem go. Jak
brata. Bo co jeszcze mógłbym zrobić. Oddał uścisk. Poczułem tę więź, jaka jest
pomiędzy nami. Pomiędzy całą piątką. Nie chciałem do nich dzwonić, on nie
chciałby. Poklepałem go po ramieniu i oparłem się z nadzieją, że ta cisza nie
będzie krępująca.
~Ann~
Jeden sygnał, drugi,
trzeci…
- Masz szczęście, że
skończyłam zajęcia minutę temu, bo trenerka by mnie zabiła- w telefonie
rozbrzmiał radosny głos blondynki. Blanca zapisała się na wieczorne zajęcia
taneczne.
- Rose jest w
śpiączce. Szpital imienia Św. Adam ‘a- powiedziałam, nawet się nie witając.-
Przekaż dalej.
- Zaraz będę- odparła
prawie niesłyszalnie. Wiedziałam, że za niecałe pół godziny zrobimy ze szpitala
schronisko, bo coś czuję, że nie opuścimy tego miejsca na noc.
Napisałam jeszcze do
taty, że dzisiaj nie wrócę na noc i że wyjaśnię jutro. Mam nadzieję, że nie
będzie pytał, bo nawet myślenie o tym, dlaczego tu jestem strasznie boli. Tata
Rose wstał z miejsca i udał się w prawo, zapewne tylko po to, aby nie pokazywać
więcej przy mnie swojej słabości, jaką jest ból spowodowany przez zaistniałą
sytuację.
Po piętnastu minutach
usłyszałam głośne tupanie. Zza rogu wybiegła zdyszana Blanca, jej oczy zdążyły
już zrobić się czerwone. Oparła się o ścianę i bezwładnie po niej osunęła.
Zapewne nawet nie przeszło jej przez myśl, aby przebrać się po zajęciach. Jej
nietypowy strój zawsze zwracał na siebie uwagę.
Te zielone Conversy dostała w
prezencie od Rose. Strasznie ich nie lubiła, ale nosiła je, bo widziała radość
na twarzy przyjaciółki.
Dopiero teraz, kiedy
coś jej się stało, czuję, jak bardzo jej potrzebuję, jak bardzo zżyta z nią
jestem. Nie docierało to do mnie. Teraz dociera.
*
Po pięciu minutach
byłyśmy już wszystkie. Przytulałyśmy się i płakałyśmy. Mijające nas od czasu do
czasu pielęgniarki i lekarze mierzyli nas zniesmaczonymi spojrzeniami.
*dwa dni później*
Siedziałam przy jej
łóżku i tępo wgapiałam się w ścianę. Jeszcze nigdy nie czułam takiej potrzeby,
aby ktoś natychmiast się obudził. Tata Rose poszedł się przespać w hotelu obok
szpitala. Po chwili przyszedł do mnie Niall. On też nie spał już dość długo.
Podał mi kawę. Kofeina mnie wykończy. Upiłam łyka. Gorąca ciecz nie sprawiała
mi takiej przyjemności, jak ta, którą robiła mi Rosi na wzór latte ze
Starbucks’ a. Tylko że jej była wyjątkowa- zawsze dodawała coś od siebie, za
każdym razem była inna.
- Ann, powinnaś iść
spać- powiedział cicho Niall.
- Nie jestem zmęczona-
odparłam, chociaż oczy same mi się zamykały. Spałam maksymalnie dwie godziny.
- Idź spać- wysyczał.-
Ona nie pozwoliłaby Ci narażać w ten sposób zdrowia.
Wzdrygnęłam się,
słysząc sposób jego mówienia. ‘Pozwoliłaby’, to tak, jakby jej z nami nie było.
A jest… przecież leży obok… Prawda?